czwartek, 27 lipca 2017

uzależnienie końcowe



Ktoś zadałby pytanie, czy można pokochać jeszcze raz tą samą osobę, co przed laty? On jedyny był w stanie obudzić w Tobie niezliczone pokłady miłości. Potrafił zdjąć z Twojej twarzy czarną maską, przez którą nie potrafiłaś go odnaleźć i zagubiona błądziłaś w obcych ramionach, do których nigdy byś nie przywykła. Przyjmujący trzymający przy swoim boku dwie walizki nie musiał uczyć Cię kochać od nowa, bo nawet podczas dwunastotygodniowego związku nie zapomniałaś o nim i uwielbiałaś momenty, kiedy wychodząc z mieszkania mogłaś zobaczyć jego twarz. Chociaż nie odezwał się do Ciebie słowem, czułaś się, że szczęście do Ciebie powróci. Dlaczego trwałaś przy boku trzydziestoczterolatka? Może chciałaś udowodnić światu, że inny mężczyzna pokocha Cię bardziej i wyczyści pamięć jednym, nieznajomym dotykiem po zimnej skórze. Z delikatną niepewnością, zaczęłaś wchodzić za nim po schodach, przyglądając się jego wysokiej sylwetce. Widziałaś w jego wzroku nowy początek, w którym oprócz pasji i codziennych czynności, na pierwszym miejscu widnieje Wasza dwójka; zakochani w sobie, jak rodzice, którzy czekali na swoją kartę magnetyczną albo Twoi dziadkowie kochający się z każdym dniem coraz bardziej. Nie chciałaś niczego zapeszać, ale byłaś pewna, że to z tym mężczyzną chcesz wykonać pierwszy taniec, zachwycając zebranych gości. Zostaniesz przy nim, bo zawsze będziesz kochać i wrócisz, ponieważ nigdy nie zapomnisz, co dla Ciebie zrobił i ile znaczy jego miłość, która po cichu rozwija się od osiemnastych urodzin między Wami.

-Wybieram prawą stronę, Tomek. -oparłaś się o jego ramię, widząc malujące się błaganie na jego twarzy. -Nie patrz się tak na mnie.


Odkąd się spotykaliście nie musiałaś wcale zastanawiać się, po której stronie łóżka masz spać. Ze śmiechem przeciągał Cię po całym materacu, abyś tylko udostępniła mu zajętego przed chwilą miejsca. Posyłając w jego stronę uśmiech, popchnęłaś go na białą pościel z niebieskofioletową narzutką. Ułożył na szafirowej koszulce pojedyncze płatki czerwonych róż, dzierżąc w obu rękach ciemną czapkę z daszkiem, którą podkradałaś mu zeszłego lata. Przez cały lot trwający pięć godzin zrozumiałaś, że na swojej drodze spotkałaś mężczyznę swojego życia. Nikt inny nie zagwarantowałby Ci takiego poczucia bezpieczeństwa i czułości. Budowałaś z nim swoją stabilność i plany na dzisiejszy wieczór. Wiedziałaś, że z nim będziesz chodzić z uśmiechem na ustach, nie zapominając o najdrobniejszych faktach z Waszego związku. Czułaś, że zaakceptuje każdą Twoją wadę, zaletę, będzie kochał i szanował do samego końca, gwarantując Ci siebie jako najwierniejszego przyjaciela, który nie zrobi żadnej konkurencji trwającej przy Twoim boku od szkoły średniej brunetki, która panicznie bała się burzy


-Zapraszam na środek łóżka. -wykonał jeden, zdecydowany ruch dłonią.

-Szczerze wolałabym osobne łóżko. Miałabym tyle miejsca do wyboru, że wyspałabym się za wszystkie czasy.

-Zawsze możesz się zamienić i spać z ojcem, chociaż moja mama nie była z tego zadowolona. -mrugnął. -Pamiętaj, że z Twoją figurą nawet nie zauważy, że Rafał bardziej się do niej przytula.

-Spanie z tatą zakończyłam, kiedy miałam dwa miesiące. -wyjęła dwuczęściowy strój kąpielowy. -Jestem skazana na Twoje towarzystwo, ale wcale nie będę narzekać z tego powodu.

-W takim razie obiecuję Ci, że marzenia o przespanych nocach idą w zapomnienie. Przypominam, że spełniłem wszystkie punkty z listy, skarbie. -podążył za Tobą do łazienki, przyglądając jak zdejmujesz z siebie koszulę. -Nawet nie wiesz, jak tęskniłem za tym widokiem. -cmoknął, uśmiechając się szelmowsko.

-Myślałam, że wolisz mnie oglądać bez bielizny. Wiele się zmieniło. -pokiwałaś głową z uznaniem. -Zawiążesz?

-Mogę co najwyżej odwiązać. -zaśmiał się. -Daj. -stanął za Tobą, dotykając pleców, a druga dłoń powędrowała na odsłonięte udo. -Pasujemy do siebie, kotku. -oparł głowę o Twoje ramię, przyglądając się Waszym twarzom.

-Od razu powiedz, że jesteśmy bliźniakami, bo wcale się nie różnimy. -pociągnęłaś go za włosy.

-Nagle pojawiła się najgorsza myśl w moim życiu. -westchnął głośno, całując Cię w czoło. -Muszę podziękować panu dziennikarzowi, że nie poznał mojej mamy w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku. -odetchnął z ulgą. -Chodź na plażę.

Przestałaś bić się z myślami, że ponownie zaufacie sobie nawzajem, a później zranicie siebie jeszcze mocniej, doprowadzając się do etapu wrogości. Nie potrafiłabyś drugi raz zrezygnować, po słowach wypowiedzianych w nocy. Jego ciche kocham Cię było lepsze od musujących, słodkich drinków, którymi próbowałaś zaleczyć się po tamtym, grudniowym incydencie i momentu, w którym łudziłaś się, że niebieskie tęczówki Michała zaleczą Ci dziurę po każdym spojrzeniu Tomasza. Naiwna wierzyłaś, że odmieni Twój świat i udowodnisz przyjmującemu, że tamten zakazany romans i krótki związek był największą pomyłką całego Twojego życia. Podczas ostatniej nocy z trzydziestoczterolatkiem zrozumiałaś, że nigdy przy nim nie będziesz sobą, że w jego rękach czujesz się jak marionetka, która z całej siły jest ciągnięta za chude ręce. Wszystko zmienił pocałunek na pokładzie samolotu. Rozgrzał swoimi wargami każdą komórką Twojego ciała i trzymał za dłoń, wspierając Cię mocno, i powtarzając, że ten lot zakończy się szczęśliwie, jak tamte z przeszłości i niczego masz się nie bać. Uwierzyłaś za pierwszym razem, wtulając się w jego koszulkę, przesiąkniętą nutą drzewa sandałowego, wanilii, oliwki, wetiwerii i cedru. Mogłaś założyć się o całą zawartość walizki albo drogiej kolacji, że Hugo Boss stoi na półce przed lustrem i ponownie nie zrezygnował ze stałej pojemności, którą zamówił po raz pierwszy w wieku trzynastu lat, kiedy wybierał się z Tobą do tego samego gimnazjum i do identycznej klasy z kierunkiem sportowym na czele, siadając przy okazji na każdym przedmiocie obok Ciebie.


💎


Trzymając w ustach papierosa i zagryzając go mocno między zębami, spoglądałeś ukradkiem na jej ciało, oświetlane przez księżyc. Wtulona w Ciebie i nakryta skrawkiem pościeli, co chwilę kręciła głową, przemieszczając prawą dłoń z Twojego policzka na ramię, a następnie na umięśniony brzuch. To dla niej nauczyłeś się nowej wersji siebie i z każdym dniem widziałeś w sobie różnicę. Z zewnątrz nadal przypominałeś tamtego dziewiętnastoletniego, zupełnie niedojrzałego chłopaka. Teraz odmieniony i z nowymi doświadczeniami wiedziałeś, co naprawdę liczy się dla blondynki, która zasnęła po wspólnej, krótkiej rozmowie. Nie bałeś się przyszłości, bo byłeś pewny, że tym razem jej nie zawiedziesz. Nie chciałeś popełniać błędu swojego ojca i być jego częścią, jeżeli chodzi o wierność. Pamiętałaś każdą noc, kiedy mama przytulała się do Ciebie, czytała powoli bajki i powstrzymywała płacz, czekając na niego. Potrafił przychodzić wcześnie rano, targając Twoje gęste włosy i wmawiać swojej żonie, że ślady po szminkach nie są żadnym dowodem na zdradę. Nie nauczyłeś się prawdziwej miłości, nie potrafiłeś brać przykładu od zakochanych w sobie brunetki i ojczyma. Po spędzonej nocy przy boku obcej kobiety uciekałeś, nie zostawiałaś żadnego numeru telefonu i nawet nie pamiętałeś momentu, w którym pocałunek z Marceliną zamienił się w coś więcej. Zły na siebie po tamtej informacji, poczułeś się jakbyś został oblany wiaderkiem lodowatej wody. Nie umiałeś się zachować, całą niechęć do siebie zostawiałeś na pobliskiej siłowni, na której wylewałeś siódme poty. Przemęczony po powrocie do domu wbiegałeś po schodach, zamykając się natychmiast w pokoju na poddaszu, aby tylko nie zobaczyć jej ciemnych, zranionych tęczówek i tego, że wpatruje się w Ciebie, jak w święty obrazek. Poprawiając jej poplątane, purpurowe ramiączko od krótkiej koszulki nocnej, odkryłeś białą kołdrę na bok i zabierając z czerwonej, uwielbianej przez dwudziestodwulatkę bluzy zapalniczkę, uchyliłeś drzwi balkonowe, zaciągając się nikotyną, której smak nie zawierał miętowego połączenia.

-Tomek. -jęknęła cicho. -Nie cierpię, jak mnie zostawiasz, wracaj.

Przeczesując włosy, zacząłeś szukać w kieszeni spodni fioletowej paczki z mocną gumą. Lekko zestresowany odwróciłeś się, widząc ją na komodzie po drugiej stronie pokoju, a szeroko otwarte oczy blondynki zaobserwowałyby ten fakt. Kończąc pozytywnie całą kontrolę i oddając w jej ręce wszystkie, odhaczone podpunkty, przyrzekłeś jej, że więcej w życiu nie zapalisz. Zerwałeś z daną obietnicą i w tej chwili najchętniej zostałbyś na tym balkonie, czekając jak spokojnie zaśnie. Wykręcając palce, położyłeś się obok niej, upijając wody mineralnej. Wiedziałeś, że nic to nie da i nawet szara koszulka przestała pachnieć znajomymi od dawna perfumami. Przypomniałeś sobie od razu drugi tydzień września, kiedy usiadłeś obok niej na pierwszej lekcji, a ona wyznała Ci, że szukając mężczyzny nigdy nie wybierze tego, który używa Hugo Boss'a. Ze złością rzuciła na ławkę żółty zeszyt, wyznając Ci, że od następnego dnia siedzisz sam. Do końca gimnazjum wybierała miejsce w ostatniej ławce przy oknie, ignorując Twoją osobę. Przestała często z Tobą rozmawiać, ale chroniłeś ją przed wszystkimi chłopakami z klasy, bo każdy z nich próbował zwrócić na siebie uwagę jedynej dziewczyny wśród dwudziestu dziewięciu osób płci przeciwnej, którzy zacięcie walczyli w turniejach piłki siatkowej i nożnej.

-Może nie przypominam Bronka Malanowskiego, ale wzrok i pamięć u mnie nie szwankują. -oparła się o bezgłowie, związując włosy w luźnego koka. -O pierwszej trzydzieści trzy był pierwszy papieros, następnego wypaliłeś o trzeciej dwadzieścia, a teraz nie okłamiesz mnie, że chciałeś przewietrzyć się pół godziny później.

-Przepraszam, Bronuś. -zaśmiałeś się i zacząłeś ogrzewać jej zimne, jak zwykle dłonie. -Palę już coraz mniej, więc może kiedyś przestanę. Po prostu nie mogę przestać. -wypowiedziałaś skruszony swoją postawą.

-A chcesz w przyszłości usłyszeć diagnozę o nowotworze? Oboje tego nie chcemy, ale po powrocie mogę nie wpuścić Cię do swojego mieszkania. Nie chcę Ci zamknąć drzwi przed nosem, wypowiadając przed tym goodbye my lover .

-Będziesz jedynie mówiła dzień dobry, kochanie. Zrekompensuje się może tym, że zacznę wybierać utwór na nasz pierwszy taniec i imiona dla dzieci.

-Z tego, co wiem to ślub ma mieć moja najlepsza przyjaciółka i Twój dobry kumpel, prawda? Nigdzie nie musimy się śpieszyć, a ja mam sezony do rozegrania.

-Czyli podczas dni płodnych, które rozpoczynają się już za dwa dni mam się nie zbliżać? -zacząłeś dotykać nosem jej szyi. -Może dla ułatwienia sprawy mam zainstalować mój kalendarzyk?

-Powiem tacie, że grzebiesz w moich rzeczach, Fornal. Z tego, co wiem to w każdym związku można liczyć na pewną prywatność.

-Wiśniewska, nie marudź. -mruknąłeś. -Gdybyśmy się postarali w maju mógłbym być tatą.

-Każdy wie, że palenie szkodzi na zdrowie seksualne palacza, więc nie jesteś dobrym kandydatem. -odepchnęła Cię.

-Wyrzucam! -krzyknąłeś z radością, podchodząc do kosza. -W przyszłości opowiemy naszemu dziecku, że staraliśmy się o nią albo o niego w Wenecji.

Zgniatając po kolei piętnaście papierosów, podarłeś na strzępy opakowanie, które zawierało niezbyt przyjemną do oglądania okładkę. Ułożyłeś rękę przy sercu i wyprostowałeś się jak do hymnu, dając jej słowo harcerza, którym chciałeś zostać jako kilkuletni chłopiec. Położyłeś się obok niej, składając namiętne pocałunki na pełnych piersiach, które osłonięte były koronkowym stanikiem z drobnymi cekinami. Po dłuższej chwili przytuliła się do Ciebie, zakrywając lekko usta dłonią. Kiedy zasnęła, cały pokój zalewał słoneczny blask, a Ty zacząłeś się czuć jak po długim, chłodnym prysznicu. Czułeś jej oddech na swojej klatce piersiowej, pasmo włosów spadło jej na twarz, a Ty momentalnie odgarnąłeś je na bok, muskając palcem wargi. To była najsłodsza i najbardziej romantyczna rzecz, jaką mogłeś teraz wykonywać. Leżąc tutaj wygodnie na plecach mogłeś wykrzyczeć, że ta kobieta jest diamentem. Jest najlepszym, co mogło Ci się w życiu przytrafić.

💎

Po kilkugodzinnej podróży, nieprzytomna nawet nie rozejrzałaś po jej pokoju, ale od razu nakryłaś się satynową kołdrą, zasypiając. Nie otworzyłaś nawet na chwilę książki, jedynie wykonałaś połączenie do ukochanego, życząc mu dobrych snów. Brunetka z rozjaśnionymi od tygodnia końcówkami ściszyła zawieszony na ścianie telewizor. Była kochana i nawet nie prosiła o rozmowę. Z przyzwyczajenia nad ranem zaczęłaś szukać dłoni dwudziestodwulatka, natrafiając na pustą połówkę łóżka. Na okrągłym zegarku ustawionym wprost na Ciebie dojrzałaś godzinę, o której miałaś nie spać i siedzieć obok Aleksandry, odpychając od niej stres, który męczył ją coraz mocniej. Obawiała się wielu rzeczy; złamanej szpilki, przewrócenia się, deszczu i tworzącego się błota oraz tego, że przypadkowo nadepnie na wypastowany, czarny but pana młodego. Poprawiając ściągające się ku górze spodenki, usiadłaś na jej łóżku, delikatnie głaszcząc ją po bladym policzku.

-Myszko, jest czwarta i Twoje prośby o pogodę zostały wysłuchane. -położyłaś się obok niej.

-Skąd wiesz, że nie zacznie padać? Wówczas wokół kościoła zrobi się błoto, moja bielusieńka suknia będzie brudna, a ja nawet nie pomyślałam o  awaryjnej na przebranie. -wytrzeszczyła oczy, ignorując fakt, że śmiejesz się pod nosem. -Marcel, boję się.

-Nie panikuj, bo jeszcze Kubusiowi uciekniesz sprzed ołtarza. Gwarantuję Ci, że nic nie zniszczy ślubu roku.

-Gdyby nie interesowaliby mnie mężczyźni, zakochałabym się w Tobie bez pamięci, słońce. -zaśmiała się, całując Cię w policzek.

Co kiedyś znaczył dwudziesty ósmy września? Był zwykłym dniem, w którym nic specjalnego się nie działo. Miał urodziny Wasz jeden z najbardziej uwielbianych siatkarzy, na sprawdzianie z fizyki widniała ta sama data i wymieniałyście się z brunetką małymi ściągami pod ławką, kiedy wicedyrektor siedział skupiony, i przyglądał się Waszym ocenom. Dotykając materiału koralowej, długiej sukienki z wyciętymi plecami, życzyłaś jej w myślach wszystkiego, co najlepsze, bo takiej przyjaciółki mógłby Ci pozazdrościć każdy. Nikt inny nie miał przy sobie takiej Aleksandry, która była na każde zawołanie, na każdy zły humor i chwilę zwątpienia.



"(...) Zakochuję się w Tobie każdego dnia i po prostu chcę Ci powiedzieć, że jestem".

-Witam serdecznie wszystkich gości! Jeżeli komuś wydaję się anonimowa, natychmiast to zmieniam. Kim jestem? Nazywam się Marcelina Wiśniewska. Oprócz tego, że jestem świadkową tej zjawiskowej panny młodej, która zmieniła swoje najpopularniejsze nazwisko na nic bardziej skromnego to muszę przyznać, że od szkoły średniej męczę się z Tobą, Aleksandro Kochanowska. -wpatrujesz się w obiektyw kamery. - Na szczęście to nie ja składałam przysięgę małżeńską. To ten mężczyzna, powiedział tak i nie uciekł sprzed ołtarza. -mrugnęłaś do uśmiechniętego pana młodego, który objął ramieniem brunetkę. -Jakubie, szykuj whisky na Waszą pięćdziesiątą rocznicę ślubu. -śmiejesz się cicho i spoglądasz w stronę świadka. -Do tej pory nasz fenomenalny siatkarz, najlepszy kapitan juniorskiej reprezentacji i jego upieczona od siedmiu godzin małżonka dziękują mi za to, że ich ze sobą poznałam. Kiedy zostałyśmy na lodzie to długo nie myślałam, żeby zapoznać ją z tym chłopakiem. Interesowali ją tylko wysocy, uprawiający sport i stosujący regularnie dietę. Kubuś, sprawdziłeś się idealnie. Powiem Wam, że zaiskrzyło od pierwszego dotyku dłoni i wymienieniu imion. Jedenastego stycznia dwutysięcznego siedemnastego roku ona i on wpadli w pułapkę uczucia, a ja od początku wiedziałam, że bez ślubu się nie obędzie. Do końca życia będę pamiętała, jak zachwycona zamykała za nim drzwi i zaczęła z radością piszczeć, a ona tak właśnie pokazuje, że zakochała się bez pamięci. Życzę Wam z całego serca, abyście w przyszłym roku nie byli już we dwoje, czekam na Waszą Marysię albo Kordiana. Ze świadkiem jesteśmy gotowi zostać rodzicami chrzestnymi i mamy nadzieję, że nasz duet się do tego nadaje. Teraz już kończę, bo się za chwilę rozpłaczę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, państwo Kochanowscy.

💎

Szukając w delikatnie brązowych szafkach aspiryny, masowałeś obolałe skronie, opierając się o blat. W nocy wypiłeś zbyt wiele, jak za zdrowie pary młodej i ich szczęście. Nasączony kacem, opadłeś na krzesło, wyciągając przed siebie długie nogi. Z trudem wytrzymałeś moment, kiedy w szafce osunęły się pokrywki, a okrągła tabletka rozpuszczała się stanowczo za długo. Z zadowoleniem uchyliłeś drzwi, ciesząc się ciszą. Kilkanaście minut po czwartej na niewielkim osiedlu nie można było zobaczyć żywej duszy, a wiatr od zachodu powodował przyjemne dreszcze na całym ciele. Oglądając ostatni raz zaproszenie w kolorze delikatnego różu z mieszanką złota, obiecałeś sobie, że kolejnym mężczyzną z rocznika tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego, który zmieni stan cywilny będziesz Ty. Zazdrościłeś Kochanowskiemu, że od siedemnastej będzie mógł być mężem dietetyczki, planującej pracę w prywatnym ośrodku w miejscowości oddalonej o sześćdziesiąt kilometrów.

-Stary, jeżeli jestem świadkiem to rolę ojca chrzestnego też mam zagwarantowaną, prawda? -usiadłeś obok niego na kanapie, czyszcząc swoje buty.

-A co? Marcela ma być matką chrzestną? Może poproszę Bubena. -zaśmiał się, uderzając lekko w tył głowy. -Jesteś pierwszy na liście.

-Przy moim drugim dziecku nie widzę nikogo innego jako chrzestnego, przyjacielu. -patrzyłeś jak zamyka szkatułkę ze złotymi obrączkami.

-Spokojnie, jest jeszcze czas. Nie masz jeszcze pierworodnego albo pierworodnej, a już planujesz kolejne dziecko. -pokiwał głową z uznaniem.

Co dla Ciebie znaczył dwudziesty ósmy września? Jedyny fakt to relacja z zeszłego roku, kiedy dziewczyny wracały z koncertu Rihanny i wydały na dwa bilety prawie siedemset złotych, aby widząc z pierwszego rzędu piosenkarkę, która zaczynała swoją karierę mając siedemnaście lat. Nic innego Ci się nie kojarzyło z tym dniem. Zakładając dopasowaną, granatową marynarkę, przybiłeś sztamę z przyjacielem, co nagrał przebywający od godziny w mieszkaniu kamerzysta. Wyjmując z wody bukiet kwiatów, poprawiłeś ostatni raz muchę z pomarańczowymi według Ciebie dodatkami i udałeś się do wyjścia, upewniając pana młodego, że masz obrączki w lewej kieszeni spodni.


(...) "Pocałuj mnie w świetle tysiąca gwiazd i połóż głowę na moim bijącym sercu".


-Dobry wieczór! Uważam, że kobietom na tej sali nie muszę się przedstawiać, dziękuję za każdy taniec. Dla formalności nazywam się Tomasz Fornal, jestem świadkiem pana młodego, którego fanki dzisiaj w poduszkę płaczą i będę ojcem chrzestnym ich pierwszego dziecka. -uniosłeś ku górze wypełniony alkoholem kieliszek. -Nie będę długo mówił, ale czy tylko ja mam ochotę powiedzieć, że ta wódka znowu jest gorzka? Pocałujcie się i damy Wam spokój. -niektórzy z gości głośno się zaśmiali. -Przez powtórki przysięgi małżeńskiej w nocy, nauczyłem się jej  na pamięć i dziękuję Ci za to, Kuba. -pomachałeś w stronę blondynki. -Jeżeli świadkowa zdradziła nam ważny szczegół z jedenastego stycznia to ja dodam, co działo się następnego dnia. Moja mama jest wyśmienitą kucharką, ale pan młody z całego tego zauroczenia nie mógł jeść ani zasnąć przed meczem, podczas którego staliśmy po przeciwnych stronach siatki. Mimo wszystko wygrał i dedykował statuetkę MVP swojej przyszłej żonie. Na początku myślałem, że się przesłyszałem, ale po jednym dniu wiedział, że to ta odpowiednia. Życzę Wam miłości, zdrowia i dzieci, pamiętaj o naszym zakładzie, stary. Najlepszego!

Licząc gwiazdy na niebie i całując Marcelinę w nagie ramię, okryłeś ją marynarką, zapinając guziki przy rękawach. Uśmiechnięci spojrzeliśmy w stronę pary młodej; środkowy trzymał ją na rękach, prowadząc w stronę wynajętych pokoi, a ona pomachała dwoma palcami, całując go po chwili w usta. Obróciłeś po chwili kobietę z rozpuszczonymi już włosami, spojrzałeś jej prosty w oczy, muskając powoli nos i opierając ją o drewnianą balustradę, poczułeś jej dłonie na rozgrzanym karku.

-Mam tysiąc fantastycznych wspomnień z Tobą. Im więcej czasu upływa tym bardziej jestem zakochany. Myślałem, że mocniej już nie można. Kocham Cię, kiedy się śmiejesz. Kocham Cię, kiedy się wzruszasz. Kocham Cię, kiedy jesz. Kocham Cię, w soboty wieczorem, kiedy idziemy do pubu albo kibicujemy sobie nawzajem. Kocham Cię w poniedziałki rano, kiedy jesteś jeszcze śpiąca i nie chcesz wychodzić na trening. Kocham Cię, kiedy śpiewasz pod prysznicem i rankiem, kiedy po wspólnie nieprzespanej nocy nie możesz znaleźć kapci, żeby iść do łazienki. Kocham Cię nad morzem i w górach, moja góraleczko, o zachodzie słońca, także w południe, i również teraz. -otarłeś skapujące łzy. -Musiałem to trochę zmienić, abyś poczuła, że nawet fajny ze mnie gość. -pogłaskałeś ją po policzkach, łącząc po dłuższej chwili cieplejsze i chłodniejsze dłonie.

💎
Piątego listopada nie sądziłam, że zdecyduje się tutaj na taką dawkę romantyzmu. Gdyby nie znajomość z retreat, z którą poznałyśmy się dwudziestego dziewiątego października nie byłoby Marceliny, Tomasza i całej reszty. Dlaczego? Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie napiszę o swoim ulubionym siatkarzu. Złamałam tę decyzję zaczynając opowiadanie z Jankiem Nowakowskim, dlatego Fornal miał dołączyć do grona Michała Winiarskiego i Mariusza Wlazłego. Czekam na Wasze opinie i pozdrawiam wszystkich :) PS. Było Was tutaj prawie 12 tysięcy! 

wtorek, 18 lipca 2017

uzależnienie siedemnaste

 
Po raz ostatni spojrzałaś na siebie w lusterku, dusząc w sobie zachwyt krakowskim apartamentowcem. Dotykając chłodnymi palcami złotych wsuwek, pokręciłaś głową, kiedy dwudziestodwulatka oznajmiła, że dłużej nie może patrzeć na Twoją grzywkę opadającą swobodnie na bok, która od czasu do czasu zakrywała Twoje lewe oko. Śmiejąc się pod nosem, bierzesz w rękę cynamonową listonoszkę, przekraczając próg hotelu, gdzie obok odbywały się castingi do ról drugoplanowych w polskich serialach. Do końca stojąc w windzie nie mogłaś uwierzyć, że spędzicie w najbliższy weekend w tym miejscu dwie doby. Widząc zrelaksowanych ludzi wychodzących z pomieszczenia, gdzie znajdowały się wanny z hydromasażem, słyszysz zachwyt przyjaciółki i odbierasz od niej beżową ulotkę z przechyloną, białą czcionką. Stając przy drzwiach z numerem trzysta dwunastym bez zgody brunetki wchodzisz do wnętrza, nie zwracając uwagi, że opiera się o perłową kanapę, oddzwaniając do ukochanego. Podczas swojej kariery klubowej i reprezentacyjnej nigdy nie mogłaś wytrzymać tej niepewności, która gnębiła Cię podczas kilkugodzinnej podróży. Przysypiając na wygodnych fotelach w autobusie wyobrażałaś sobie swój przyszły pokój, gdzie będziesz musiała poczuć się jak w rodzinnym domu. Musiałaś stworzyć sobie wizję i zapomnieć o rozłące, trwającej czasami długie tygodnie. Rzucając skórzaną kurtkę na zaścielone łóżko, podbiegłaś do okna, spoglądając na starodawne kamienice, które powodowały, że turyści chętnie się zatrzymali tuż obok i wykonywali liczne zdjęcia pamiątkowe. Odkładając czarny telefon na stolik, siadasz na wiszącym fotelu z ozdobnymi, puchatymi poduszkami. Położyłaś na klatce piersiowej tą w kształcie sowy i słysząc kroki wiedziałaś, że przyszła dietetyczka nie będzie zadowolona z Twojej samowolki. Czekając na krótkie pretensje, skupiłaś wzrok na ścianie utworzonej z czerwonej cegły, wymyślając przekonujący pretekst, aby zapomniany humor powrócił na swoje dawne miejsce.

-W ramach przeprosin proponuję kąpiel w tej wielkiej wannie na dachu. -zaśmiałaś się, rzucając wysokie koturny pod biurko. -Myślałam, że ta rozmowa będzie trwała dłużej i to dlatego weszłam bez Ciebie, ale tutaj ktoś doskonale wie, że świadkowa uwielbia tulipany. -wskazałaś na wazon zapełniony amarantowymi kwiatami.

-Co nieco wiem. -usłyszałaś męski głos. -Mam tylko nadzieję, że nie zdenerwujesz się na Olkę. To był mój plan i nie chciałbym też dostać w twarz. Chciałem porozmawiać o tym wszystkim tylko z Tobą, prosto w oczy, bez świadomości, że ściany posiadają uszy. -oparł się biodrami o szafkę nocną, gdzie stały małe, zapachowe świeczki.

-To niewiarygodne, sama nie wiem, co mam powiedzieć. -przegryzłaś mocno obolałą, dolną wargę, dotykając plecami białej ściany.

Poczułaś się, jakby każdy fragment Twojego ciała trzaskał, wyrządzając krzywdę nie tylko Tobie. Przestało liczyć się to, że stoicie naprzeciwko siebie, mierząc się nawzajem uważnymi spojrzeniami ciemnych i siwo niebieskich tęczówek. Miałaś wrażenie, że zaczyna rozbierać Cię na połówki, ćwiartki, a następnie przybierasz postać milimetrowych elementów trudnej układanki, do której na tekturowym pudełku nie ma wykonanego rysunku. Byłaś jak wybudzona ze snu pszczoła, która nie może poradzić swojej lekkości, a wzniesienie się ku górze to tylko niespełnione marzenie, które nigdy nie okaże się prawdą. Tonęłaś w świadomości swoich myśli; pierwszy raz w życiu były nierówne, poprzerywane, jakby ktoś zadał im cios ostrym narzędziem, likwidując w Twojej głowie możliwość wymyślania fikcji. Bałaś się tego dnia, chowając przed nim łzy, zacisnęłaś z całej siły powieki. Była ciemność, ale poczułaś pragnienie tego, że musisz wyjść z tego miejsca pełnego zagadek. Widząc w jego ręku szklankę wypełnioną lodem i wodą, zrobiłaś w jego stronę kilka kroków, jakbyś była dzieckiem i robiła to pierwszy raz w życiu. Przełamując się, spojrzałaś prosto w jego oczy z możliwością wykrzyknięcia 'to ja! Twoja Marcelina'. Układając dłoń na jego nawilżonych ustach, chciałaś wykonać krok wstecz, uciekając w przeszłość, ale w ostatniej chwili objął Cię silnymi dłońmi w talii, opierając Twoje ciało o chłodną ścianę, gdzie wisiał obok plakat z cytatem w języku francuskim.

-Otwórz to białe wino, porozmawiajmy. -usiadłaś na łóżko, poprawiając czerwoną sukienkę na cienkich ramiączkach. -Jeżeli mamy coś zmienić w swoim życiu to nazwijmy to po imieniu. -odbierasz od niego wysoki kieliszek.

-Szczerość za szczerość, od tego momentu nic nas nie dzieli, więc zapominamy, co znaczy w naszym życiu słowo kłamstwo. -nachylił się nad Tobą, zakładając za ucho falujący kosmyk włosów.

-Musimy się nauczyć żyć intensywniej, bo zmarnowaliśmy sobie prawie trzy lata, które pewnie byłyby najważniejsze w naszym związku, Tomek. -wypowiedziałaś jego imię z taką delikatnością, jakbyś właśnie miała delektować się pianką ptasiego mleczka. -Jak mówi legenda nawet moja praprababcia miała męża górala, więc będę pierwszą, która złamie tą tradycję, bo nie jesteś góralem, prawda?

-Męża, mówisz? Czy to znaczy, że planujemy już przyszłość na całe życie?
 
-Intensywniej coś oznacza, Fornal. -zaśmiałaś się. -Powiadają ludzie, że kochani szkodzi, nik sniego nie łumar, jesce się narodził.

-Wiesz, że jest to pierwszy raz w życiu, kiedy mówisz do mnie po góralsku, nie krzycząc? -wyszeptał, odkładając szkło na stolik. -Zależało mi na tym. -położył się, ciągnąć Cię w swoją stronę.

-To miała być prawdziwa, pierwsza randka, więc podnoś się natychmiast i zabierz mnie stąd. -oparłaś się na łokciach, przyglądając się jego radosnemu wyrazowi twarzy.

Zaciskając mocno swoją dłoń z jego wiedziałaś, że to dopiero początek Waszej wspólnej drogi; czasami będzie prosta, a momentami zaskoczy swoimi ciągłymi zakrętami, ale z całych sił wierzyłaś, że tym razem Wasza miłość nie ulegnie intrygom, źle wypowiedzianym słowom i obecnością kogoś, kto pojawił się w Waszym życiu przypadkowo, jak wczorajszy deszcz przed południem. Dla niego byłaś w stanie zrezygnować z cotygodniowych, internetowych zakupów, powrotu w rodzinne strony, aby ponownie włożyć na siebie zwiewną, długą sukienkę i uczyć się od wuja gry na skrzypcach z nadzieją patrząc na młodych górali, którzy z chęcią towarzyszyliby Ci dłużej niż przez jeden dzień. Uśmiechając się do niego dotarło do Ciebie, że wcale nie musisz być teraz w starej remizie z widokiem na góry i czerwonymi koralami na szyi. Pogrzebałaś swoją góralską naturę wraz z przeprowadzką do Krakowa, ale czułaś, że to tutaj jest Twoje miejsce, gdzie mogłaś czuć się swobodnie i nie nucić pod nosem góralskich przyśpiewek, kiedy zaczynały się okolicznościowe imprezy. Czytając nazwy przystawek zaczęło dręczyć Cię tylko jedno pytanie. Czy przypadkiem to nie zasługa Aleksandry, że siedzicie teraz w hotelowej restauracji? Nie byłaś w stanie uwierzyć, że po tylu miesiącach rozłąki brunetowi zależało na czymś więcej niż tylko powtórce tamtych nocy. Przykładając kieliszek do warg, poczułaś jakby spełniało się największe pragnienie. Chociaż oprócz niego miałaś epizod ze starszym o dwanaście lat mężczyzną to tylko przy nim nie mogłaś poskromić swojego przyśpieszonego bicia serca, które próbowało wyrywać się w jego stronę, nie zwracając uwagi na to, że jeszcze przez dłuższą chwilę musi na to zaczekać.
 
💎


Przeliczając w paczce liczbę miętowych papierosów, oparłeś się kolanami o drewniany parapet, na którym były poustawiane książki w różnych językach. Obsługa hotelowa w ten sposób pokazywała, że zależy im nie tylko na Polakach, przybywających tutaj z różnych zakątków państwa położonego między Morzem Bałtyckim na północy, a Sudetami i Karpatami na południu. Odsuwając kremową firankę zacząłeś przyglądać się biegającym kamerzystom, skoncentrowanym reżyserom i ludziom w swoich wieku, którzy stali ze świeżo wydrukowanymi scenariuszami i czekali na tych, którzy dołączą do obsady tych nowych i znajomych już większej publiczności serialom. Na złotej tablicy ustawionej na parkingu były wypisane tytuły produkcji i wiedziałeś, że wszyscy, którzy właśnie ustawiali się w kolejce chcieli otrzymać wymarzoną rolę w dwóch kryminalnych produkcjach. Od razu przypomniał Ci się czas przygotowań do zbliżających się świąt, kiedy siedziałeś przy stole z blondynką i potajemnie zerkałeś na wyraźne, okrągłe litery. Jako siedmiolatka poprosiła Świętego Mikołaja, że jeżeli szczęście nie dopisze jej w siatkarskiej przygodzie to chciałaby zostać rozpoznawalną aktorką i zagrać w głośnych produkcjach, dubbingując czasami bajkowe postacie, które jako pierwsze pojawiały się na ekranach kinowych sal. Uśmiechnięta wierzyła, że starszy pan z białą, długą brodą jej pomoże, ale jej cała wiara opuściła ją w momencie, kiedy siadając na jego kolanach rozpoznała w nim początkującego dziennikarza. Na widok zaparkowanej czerwonej Toyoty Verso długo nie musiałeś zastanawiać się nad osobą, która siedzi za kierownicą. Zadowolony byłeś z tego, że po długich godzinach spędzonych nad maską tego samochodu otrzymałeś od niej krótką wiadomość, a słowo dziękuję z niebieskim sercem zmieniło spojrzenie na cały zachmurzony świat. Siedząc teraz z nią przy okrągłym stoliku w rogu sali wróciłeś do rzeczywistości, odbierając od niej widelec z cytrynowym ciastem. Przesuwając w jej stronę talerzyk ze słodyczą oblaną krówkową masą, nie spodziewałeś się, że w tych całych randkach może być tyle dobra. Pierwszy raz od tamtej sierpniowej nocy nie liczyło się to, że w pokoju z numerem trzysta dwunastym znajduje się małżeńskie łóżko z miękkim materacem, a w kieszeni garniturowych spodni masz paczkę prezerwatyw. Zerkając w jej ciemne tęczówki zobaczyłaś brakujące do tej pory iskierki, a ledwie widoczne piegi spowodowały, że mógłbyś częściej zabierać ją na takie spotkania.

-Masz tutaj listę rzeczy do wykonania. -podała Ci niebieską kartkę. -Powiedziałam, że będzie trudno, więc masz do wykonania kilka czynności, zanim ogłoszę, że ponownie jestem dziewczyną Tomasza Fornala.

-Tylko pięć? Bułka z masłem, dam radę. -zaśmiałeś się. -Pojadę z Tobą na pięćdziesiątą rocznicę ślubu Twoich dziadków. Potwierdzę, że Rafał przypomina Patricka Dempsey'a, chociaż nie widzę wielkiego podobieństwa, ale pewnie się nie znam. Zgodzę się zamieszkać w Twoim mieszkaniu, bo mi też się podoba, a to wszystko zasługa mojego ojczyma. Będziemy grać w klubach w tym samym mieście i na to ostatnie się nie zgodzę.

-To będę musiała Cię zasmucić i przekazać Ci złą informację. -oparła policzek na otwartej dłoni, przekręcając czarny zegarek. -Nie chce mi się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.

-Wejdziesz, zgodzę się. -pstryknąłeś ją w nos. -Mam tylko nadzieję, że ten wyjazd do Berlina będzie nie trwał więcej niż trzy tygodnie.

-Równe dwadzieścia dni i powinieneś być ze mnie dumny, bo jako jedyna polska siatkarka dostałam taką szansę, a ona może się nie powtórzyć więcej w życiu.

-A kto powiedział, że nie jestem dumny? Jestem i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.

Kiedy za każdym razem traktowała Cię, jakbyś był najbardziej nielubianym chłopakiem w jej życiu odnosiłeś wrażenie, że idziesz w bezdroża, szukając ratunku w jej słowach, gestach i mimice opalonej twarzy. Narzucając na jej ramiona marynarkę, włożyłeś dłonie do kieszeni, przyglądając się jak z radością odbiera od Ciebie kolorowe balony, przywiązane do Twojego nadgarstka, na którym znajdowały się cienkie, ciemne bransoletki zakupione na krakowskim rynku przed kilkoma latami. Była jedyną osobę w Twoim życiu, przy której chciało się iść ciągle do przodu, nie zatrzymując się po drodze. Motywowała Cię i dawała lekcje życia dostarczając coraz więcej wspomnień. Opierając głowę o jej ramię, musnąłeś delikatnie jej szyję, spoglądając na zmniejszającą się kolejkę kandydatów do ról i zachodzące powoli słońce. Nie przypuszczałbyś, że przy pomocy niskiej dziewczyny otrzymasz szansę, aby w przyszłości zostać zięciem prowadzącego od dwóch miesięcy wydarzenia sportowego mężczyzny, a projektantka sukni ślubnych, planująca otwarcie trzeciej filii swojej firmy pod Warszawą będzie mogła liczyć na kolejną, wspaniałą synową. Po chwili zobaczyłeś jak wskazuje na nowy napis znajdujący się na tablicy. Kruszącą się kredą młody reżyser napisał dwa zdania, które powiadamiały, że casting będzie kontynuowany następnego dnia i w dalszym ciągu szukają młodego bruneta, mierzącego przynajmniej metr osiemdziesiąt. Szepnęła Ci na ucho, że gdyby to ona przeprowadzała castingi bez zawahania przyjęłaby Cię do obsady. Czując jej usta na swoim policzku, zmarszczyłeś nos, zabierając ją na dalszy spacer po wysypanych ozdobnymi grysami ścieżkach.
 
 

💎
 
 
Przeciągając się po popołudniowej drzemce, spojrzałaś w stronę kryształowego wazonu, w którym znajdował się bukiet dziesięciu, czerwonych róż podarowanych na koniec wczorajszej randki. Czy zgodziłabyś się na to spotkanie, gdyby nie intryga najlepszej przyjaciółki? Czy chciałabyś ponownie rzucić się w przepaść z przeszłością? Wahałabyś się, ale nie mogłaś dłużej oszukiwać siebie, jego i innych wokół, że nic do niego nie czujesz. To była pierwsza miłość, której nie dało się usunąć z Twojego serca, jakby była zalegającym chwastem na środku ogródka. Wciągając na nagie nogi podziurawione, luźne spodnie, pobiegłaś na parter domu, głaszcząc plączącego się pod nogami nowego członka rodziny, którego Marcel przyniósł z płaczem po tym, jak piłka wylądowała po drugiej stronie siatki i wylądowała pod kołami zaparkowanego samochodu. Wyjmując z zamrażalnika kostki lodu i wrzucając je pojedynczo do szklanki z porzeczkową wodą, poczułaś ciepłą dłoń na swoim brzuchu, przykrytym jego flanelową koszulą. Wzięłaś głęboki oddech, kaszląc po przełknięciu lodowatej cieczy. Suche wargi na karku spowodowały, że nie mogłaś ruszyć się w żadnym kierunku, a niedopałek papierosa, który znalazł się w białej popielniczce sprawił, że mogłabyś trwać w tym bezruchu całą wieczność, wdychając zapach nikotyny, wydobywającej się z jego ust.
 
-Zrealizowałeś chociaż połowę swojego planu? -odwróciłaś się po chwili, spoglądając jak kiwa głową na znak potwierdzenia. -Zamelduj się, jak każdy punkt zostanie zrealizowany. -otworzyłaś drzwi od gabinetu taty, wsłuchując się w przeprowadzaną przez niego rozmowę. -Przyjdę później. -szepnęłaś.
 
-Również pozdrawiam. -wskazał na kanapę, odkładając telefon. -Przepraszam, ale odkąd pojawił się artykuł o nowym sportowym dziennikarzu to nie dają mi chwili spokoju. -podał Ci gazetę, siadając obok.
 
-Na tym zdjęciu przypominasz tego lekarza z chirurgów, którego mama bardzo uwielbia. -poklepałaś go po ramieniu. -Seksowny dziennikarz to i media się nim interesują. Iwona jeszcze bardziej się w Tobie zakocha, tatku.
 
-Zapiszę sobie w kalendarzu, że mi tak powiedziałaś, ale sądzę, że zakochać się już bardziej nie da.
 
-Sądzę, że chcesz o czymś ważnym porozmawiać. -ułożyła dłoń na kolanie. -Gdyby nie ta drzemka przybyłabym wcześniej, ale całą energię zostawiłam na siłowni.
 
-Kostka chociaż nie dokucza? -spojrzał uważnie na bandaż elastyczny, a kiedy usłyszał ciche nie, podwinął rękawy od szarej bluzki, dając Ci znak, że przechodzi do meritum rozmowy. -Chciałem upewnić się, że wszystko jest dobrze, bo zacząłem się martwić po tym ostatnim, nieudanym związku.
 
-Przeżyłam i dostałam lekcję życia, że muszę bardziej poznawać ludzi, a dopiero wpuszczać ich do swojego życia. Wczoraj jeden pan sprawił, że poczułam się znacznie lepiej, byłam na randce.
 
-Tak, wiem. -przeczesał dłonią włosy, przyglądając się siwym fragmentom włosów w lustrze. -Ufarbujesz mnie przed naszym wyjazdem, a o randce wspominali w wczorajszych wiadomościach dniach, które prowadziła prosto z Poznania młoda dietetyczka. Możesz mi oszczędzić szczegółów, skarbie.
 
-Kiedyś to ja  Was wszystkich zamorduję. Skończyło się na kolacji z deserem i spacerze. -zaśmiałaś się, podając ojcu gazetkę z kolorami farb. -Jaki to wyjazd?
 
-Wyjazd, wyjazdem, ale zostajesz dzisiaj moją fryzjerką, moja żona nie może się nic o tym dowiedzieć. -odszedł od lustra, wyjmując z portfela pieniądze. -O dwudziestej pierwszej nakładamy farbę, skarbie.
 
-Przechodzisz kryzys wieku średniego? Niezbyt fajnie. -jęknęłaś. -A teraz o co chodzi z tym wyjazdem?
 
-Lecimy do Wenecji drugiego września, Marcyś. Wynajęliśmy z mamą tylko trzy pokoju i możesz się domyślić jak będziemy spać. -uśmiechnął się triumfująco. -Jeden pokój zajmuję z Iwoną, w drugim będzie Janek z Ewką, a w ostatnim lądujesz z Tomkiem. -wręczył Ci bilet, odbierając kolejne połączenie.
 
💎

 
Spoglądałeś na zdenerwowaną blondynkę i zacząłeś odnosić wrażenie, że z tym nożem i złowrogim nastawieniem nie wbije ostrza w malinowego pomidora albo kiszonego ogórka, ale pojawi się on w jej dłoni. Popijając świeżo wyciśnięty jabłkowy sok, uśmiechnąłeś się do niej, lekceważąc natrętne myśli, że kiedyś było między Wami źle. Przestałeś się czuć, jakbyście byli wrogami i stali po dwóch stronach barykady, przygotowani na wojnę Waszych, zranionych serc, które pokruszyły się ze względu na tajemniczego Jakuba i poznaną przy barze Luizę. Odstawiając do zlewu brudną szklankę i puszczając na nią strumień chłodnej wody, poczułeś jak przesunęła stopę po Twojej nagiej nodze, układając ją na prawym kolanie. Zachichotała cicho na koniec i pobiegła do swojego pokoju, a Ty siadając na kanapie obok matki stwierdziłeś, że w przeciągu tych kilku lat stała się wyjątkowo lubieżna i nie dawała Ci od wczoraj spokoju, dlatego zdecydowanie wolałeś zasypiać przed dwudziestą drugą, zapominając o jej zachowaniu. Poprawiając wysuwającą się z kieszeni paczkę, miętowych papierosów, zagryzłeś mocno ciemny ołówek, przyglądając się projektowi wykonanego przez młodego architekta, który zamieszał na Waszym osiedlu dwa miesiące temu.
 
-Widzę, że biznes się rozkręca, niedługo będziesz taka sławna, jak Rafał. -rozplątałeś słuchawki, które wrzuciłeś do kieszeni po porannym bieganiu.
 
-Nie narzekam, ale gdyby mój syn się ustatkował to zyski byłyby jeszcze większe.
 
-Z tego, co pamiętam to Janek też mógłby pomóc, ale nie myśli o tym, aby zmienić nazwisko Ewy. Może w przyszłym roku się ustatkuje. -westchnąłeś ciężko. -Mamo, a skąd wiesz, że moja przyszła żona nie kupiłaby sukni u Violi Piekut?
 
-Jestem przekonana, że kupi ją u Iwony Wiśniewskiej, synku. -pogłaskała Twój policzek, jakbyś pochwalił się piątką z trudnego sprawdzianu. -Jeżeli to będzie ta, o której myślę to nie wybierze innego salonu.
 
-Marcela do mnie nie wróci. -powiedziałeś stanowczo, zerkając na kartkę z podpunktami, na której odhaczone były dwa życzenia.
 
-Nie powiedziałam jej imienia, wkopałeś się sam, ale jestem zadowolona, że to o niej pomyślałeś. -uśmiechnęła się triumfująco. -Wybieracie się dzisiaj na randkę?
 
-Zaciągnę ją do łóżka, zadowolona? Mamo, czy w tym domu nie można mieć żadnych tajemnic?
 
-Nic nie mówisz starej matce, więc muszę wszystkiego dowiadywać się z legalnego źródła. -uchyliła lekko Twoją kieszeń. -W dodatku jeszcze się trujesz. Inaczej Cię wychowałam, Tomasz!
 
-To tylko papierosy, więc nic mi nie będzie.
 
-Uzależnisz się, spadnie Ci wydolność i kontrakt będzie przeszłością. Z tego, co wiem to nie chcesz wrócić do rodzinnego domu i czekać jak mamusia poda gorący rosołek, prawda? -wyciągnęła w rękę. -Oddaj po dobroci, bo nie mam zamiaru chować swojego syna. -pogniotła papierosy, wrzucając je do kosza.
 
-Jesteś kochana, wiesz? -powiedziałeś z ironią. -Dla Twojej informacji uzależnia mnie jedynie Marcelina, więc nie musiałaś mi tego zabierać.
 
-W nagrodę otrzymasz coś znacznie lepszego niż nikotyna. -podała Ci bilet. -Drugiego września zaśniesz obok swojej ukochanej, nie musisz dziękować, wystarczy mi jedynie buziak. -wskazała na policzek i po chwili przyłożyła telefon do ucha, oczekując na połączenie.
 
 
💎
 

 
 
szykujcie się na epilog!