Postawiłaś niepewnie krok na wyremontowanym chodniku i przytrzymując mocniej kule ortopedyczne, zaczęłaś umierać na nowo. Co to mogło oznaczać? Stał oparty o maskę swojego samochodu w pobliżu dziesięciu metrów, wpatrując się w Ciebie, jak robił to każdego ranka po przebudzeniu. Miałaś wrażenie, że Twoje blade kostki, na których było kilka piegów zostały zdarte aż do krwi. Czułaś się jakby serce rozbiło się z wysokości ośmiuset metrów, a spadochron postawił się zabawić i zapomniał, że powinien w tamtej chwili dać Ci swoje, jedyne wsparcie. Myślałaś, że zapomniałaś o nim do końca i jego widok nie przywoła bolesnych wspomnień, które nie pozwalały na swobodne oddychanie. Czemu pojawił się w najbardziej krytycznej sytuacji i wywrócił Twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni? Zupełnie nie potrafiłaś znaleźć odpowiedzi, chociaż na świadectwie z trzeciej klasy szkoły średniej przy języku polskim znajdowała się ocena celująca. Byłaś teraz jak prawie zwiędnięty kwiat, który ostatnimi siłami krzyczał o zimną wodę, ratującą jego życie. Co natomiast mogło uratować istnienie dwudziestodwuletniej siatkarki ze zwichniętą kostką? Chciałaś jednocześnie założyć kask, wsiąść za kierownicę rajdowego samochodu i znowu pokonać tysiąc kilometrów w dwa dni albo poczuć, że pod jego wargami, znowu zapłoną nawilżone usta, na których znajdowała się szminka o odcieniu głębokiego burgundu.
💎
miłość jest najwyższym sensem
istnienia
Upadłeś jak najwyższa i najważniejsza konstrukcja na świecie, która nie miała prawa zawalić się w takiej chwili. Solidne fundamenty zamieniły się w pył, który zaczął walkę z Twoim zaczerwionym gardłem. Gdybyś wiedział, co przyniesie najbliższa przyszłość, przyjechałbyś robiąc sobie na nowo nadzieję? Znając Ciebie nie zważałbyś nawet na znaki drogowe i mógłbyś wydać wszystkie pieniądze z portfela na mandaty, stracić prawo jazdy, byle tylko ją ujrzeć i znowu zgubić się na drodze do własnych marzeń. Tamta miłość wypełniała każdą komórkę ciała i sprawiała, że mógłbyś unieść się nad Ziemią o kilka metrów. Teraz nawet nie interesowało Cię to, że masz pogniecioną koszulę, a czekoladowe lody z kolorową posypką zaczynają powoli się rozpuszczać. Ściągając z nosa niebieskie okulary przeciwsłoneczne zrozumiałeś wiele kwestii. Tęskniłeś za jej flirciarskim uśmiechem, ciemnobrązowym kolorem oczu i całym, opalonym ciałem, które zasłonięte było oliwkowym, dzianinowym kombinezonem. Dla tego szaleńczego uczucia byłeś w stanie stracić oddech. Co mogło sprawić, że oddychałbyś miarowo jak każdy, zdrowy człowiek? Mógłbyś zabrać stojącego na taborecie w kuchni i wyglądającego przez okno bruneta na łowienie ryb albo chwycić ją w ramiona, zabrać do swojego pokoju, nie zważając na, że w rodzinnym domu oprócz Was znajdują się rodzice, brat z ukochaną oraz trzylatek, który na swój sposób chciał poznawać cały świat.
💎
Wystraszona otworzyłaś oczy, ocierając czoło z nadmiernej ilości potu. Krótkie warkocze przykleiły Ci się do spoconej szyi, a jabłkowy sok z kawałkami lodu rozlał się przez Twoje trzęsące ręce na wypolerowaną podłogę. Nic nie było w stanie zagłuszyć jego cichego cześć. Prawie potłukłaś ozdobioną złotem i drobnymi kwiatami zastawę, kiedy przypadkowo dotknął Twojej dłoni, sięgając plastikową łyżeczkę z wizerunkiem bohatera z bajki. Przypomniałaś sobie jego spojrzenie przy rodzinnym obiedzie i moment, w którym wytarł warstwę jogurtu naturalnego znad drżących warg. Od gorącego popołudniu znajdowałaś się w szoku. Podczas długiej kąpieli dusiłaś się łzami, błagając o rozgrzeszenie, kiedy nie powstrzymasz się przed pocałunkiem albo subtelnym dotykiem jego umięśnionej klatki piersiowej. Wyglądałaś jak skazaniec, który czekał na ułaskawienie. Łomoczące serce nie pozwoliło na dalszy sen. Marszcząc brwi, wytarłaś klejącą się plamę z ciemnobrązowych paneli obok białego, narożnego biurka. Poprawiając kraciaste spodenki, zrobiłaś z czerwonej wstążki wielką kokardę i zakładając na stopy wygodne, materiałowe baleriny, udałaś się skrzypiącymi schodami w stronę oświetlonej kuchni. Widok pochylonego nad blatem Fornala sprawił, że poczułaś, jakby ostre szpilki zaczęły wbijać Ci się w głowę. Chciałaś zawrócić, chciałaś zostać niezauważona i przeżyć tą noc w walce z niespodziewanymi ruchami mojego organizmu. Wydała Cię wibracja telefonu, która przypomniała, że okres ważności Twojego konta upłynie następnego dnia. Klnąc w myślach jak szewc, otworzyłaś podwójne drzwiczki od lodówki, próbując powstrzymać się od nagłej utraty przytomności.
-W takim razie wracam do siebie. -oparłaś się o ścianę. -Widzę, że nadal z przyzwyczajenia nie zdejmujesz zegarka z ręki na noc. -przeszłaś obok niego, układając długie palce na blacie.
-To jedyne urządzenie, które potrafi mnie obudzić, dlatego musi być blisko, jak ty teraz. -nachylił się w Twoją stronę. -Miałaś pióro we włosach, śpisz z kurami?
-W dalszym ciągu ze szmacianą lalką, ale kolekcja się powiększyła i jest jeszcze mały, żółty kurczak. -zamrugałaś kilkukrotnie. -Nie muszę Ci przypominać, że nienawidzę spać sama, prawda?
-Owszem, pamiętam o tym, jakby było to wczoraj. -pokiwał głową, drapiąc się po policzku. -Idź może spać, bo fragment tego tatuażu na nodze zaczyna mnie coraz bardziej kusić. -odsunął się od Ciebie. -Miłych snów, skarbie.
Jedna chwila potrafi zaskoczyć. Czasami pozytywnie, a czasami negatywnie. Jaka była ta chwila? Wyjątkowa i najlepsza na całym świecie. Jego lodowate dłonie zaczęły dotykać Twoich bioder. Zaczął coraz szybciej i z siłą boksera zaciskać i rozluźniać palce, wypuszczając przy tym miętowy posmak w stronę ust, które pragnęły o uwagę. Ciągnąc go za miękki kołnierzyk, próbowałaś przekonać go do chociaż jednego, niewinnego muśnięcia. Skóra zaczęła drętwieć, a w głowie zaczęło Ci się kręcić, jakbyś znajdowała się na rozpędzonej karuzeli. Porozrywane ogrodniczki wylądowały przy uchylonych drzwiach balkonowych, a umalowane na pudrowy róż paznokcie zaczęły tworzyć niezliczoną ilość wzorów na jego opalonej szyi. Patrzył na Ciebie jak wygłodniały wędrowiec, który zobaczył przed swoją twarzą porcję jedzenia. Przypominał małego chłopca, który na bose stopy założył po raz pierwszy buty do gry w piłkę. Dotykając jego czoła, poczułaś słodki smak na ustach, przypominający watę cukrową, którą kupowałaś bez przerwy jako kilkuletnia dziewczynka. Uchyliłaś zaciśnięte powieki, czując jakby czas stanął w miejscu, zatrzymując cały Kraków w jednym miejscu. Nic nie było słychać. Ryk motorów ustał. Muzyka u sąsiada została ściszona, a szczekanie owczarka niemieckiego zamieniło się w ciszę.
-Tomasz!
💎
Przed samym zaśnięciem zmieszałeś kilka smakowych setek wódki. Próbowałeś skupić całą uwagę na nocnych wiadomościach sportowych albo powtórce serialu, który powstał w tym samym roku, w którym pojawiłeś się na świecie. Całą fabułę przysłaniało wspomnienie jej spojrzenia. Spowodowało u Ciebie dreszcz, który zaczął przedostawać się do najbardziej skrytych zakamarków Twojego ciała. Obgryzając paznokcie, zacząłeś szukać pod kołdrą pomarańczowej zapalniczki. Marzyłeś o wydobywających się z ust obłokach dymu, nie zważając na wszystkie zakazy znajdujące się w umowie. Nałogowe palenie niczego nie psuło w Twoim życiu, jednak ukrywanie okazywało się bardziej skomplikowane niż codziennie pokazywanie dowodu osobistego kasjerce. Stając na balkonie i zaciągając się po raz pierwszy od wczoraj poczułeś ulgę, jakby uciążliwy kamień spadł Ci z serca. O nieustającej potrzebie nikotyny nie wiedział nikt. Potrafiłeś się ukrywać, nie sprawiając żadnych podejrzeń u znajomych, sztabu szkoleniowego czy rodziny. Za każdym razem paczkę z papierosami ukrywałeś w samochodzie, aby tylko nikt nie odkrył Twojego drugiego uzależnienia. Mimo, że minęły trzydzieści dwa miesiące nie byłeś w stanie zapomnieć o Wiśniewskiej. Gdybyście nie odrzucali od siebie nawzajem połączeń i spotkali się w ulubionej kawiarni, byłbyś szczęśliwym narzeczonym, bo nawet w przeddzień rozstania byłeś gotowy uklęknąć na jedno kolano. Opierając się o mokrą balustradę, prawie potłukłeś szklaną popielniczkę, kiedy zobaczyłeś na sąsiednim balkonie przebudzającą się blondynkę, która była zziębnięta do szpiku kości. Zgniatając w dłoni niedopałek, chciałeś zniknąć, jednak w ostatniej chwili wypowiedziała Twoje nazwisko.
-Poznałam sekret siatkarza, o którego walczyły cztery kluby. Myślisz, że gdybym zrobiła Ci zdjęcia, stałabym się bogata?
-Natychmiast zapomnij o tym co widziałaś. Czasami trzeba się odstresować po ciężkim dniu. -wypuściłeś dym z ust.
-Wyglądasz seksownie z tym papierosem w dłoni. -usłyszałeś jej głos i zobaczyłeś, że siedzi na Twoim łóżku. -Tylko nie zaśnij kiedyś w nocy, gdy palisz, bo możesz obudzić się po drugiej stronie. -rzuciła paczkę w głąb szuflady, zasłaniając ją książką.
-Nie musisz mnie ostrzegać. -nachyliłeś się nad nią, sięgając zapasową zapalniczkę.
-To jedynie dla Twojego bezpieczeństwa. Nie chciałabym, żeby zrobiła Ci się jakakolwiek krzywda, skarbie.
Gasząc jedyną lampę w pokoju, która rozświetlała całe wnętrze, zrzuciłeś z łóżka czarną kołdrę w pojedyncze, białe gwiazdy. Na tym komplecie pościeli było ich niewiele, na niebie wcale nie chciały się pojawić, ale pod Tobą znajdowała się jedyna w swoim rodzaju gwiazda siatkówki, która wierzyła w swoje umiejętności i postępy niż narastającą w zawrotnym tempie sławę. Przesuwając usta wzdłuż szyi, zostawiałaś mokre ślady, tworząc przy tym jedną, zbyt widoczną malinkę, która miała być jedynym dowodem spędzonej razem nocy. Ściągając z niej bawełnianą, przylegającą do jej ciała koszulkę, zatopiłeś swoje wargi w jej ciemnoszarym staniku z turkusowymi ramiączkami. Przygniatając ją swoim ciężarem, zacząłeś uśmiechać się na samą myśl tego, co wydarzy się za kilka minut. Przeciągłym ruchem poprawiłeś opadającą grzywkę na jej nos. Chciałeś mieć dostęp do całej jej twarzy, zliczając przy okazji niezmienną ilość piegów. Było ich dokładnie trzydzieści cztery i chciałeś po długiej przerwie odnaleźć je wszystkie. Przenosząc dłonie na koronkowe majtki, zacząłeś przyprawiać ją o krzyk, którym obudziłaby całą rodzinę, dlatego dzielnie znosiłeś fakt, że od kilkudziesięciu sekund jej ostre, śnieżnobiałe zęby wbite są w Twoje ramię, cierpiące od kilku dni z powodu zbyt intensywnego opalania.
-Marcelina!
💎
uzależnieni Was potrzebują!
nie liczę na pięćdziesiąt komentarzy, ale ostatnio jest Was coraz mniej
lubię czasami marudzić, ale taka już jestem